Magdalena Zawadzka
“Gustaw i ja”
WYDAWNICTWO: MARGINESY
ROK WYDANIA: 2011
JĘZYK WYDANIA: POLSKI
O tym, że “Gustaw i Ja” to książka niezwykła, czytelnik może przekonać się już od pierwszego przeczytanego zdania. Książka ta nie jest nużącą biografią, czego nieco się obawiałam, nie jest też wymuskanym panegirykiem na cześć wielkiego aktora, czego obawiałam się jeszcze bardziej. W książce tej nie ma ani grama sztuczności, zadufania, zazdrości… no właśnie, a co jest?
Jest Magda Zawadzka i są wspomnienia – liczne, barwne, a we wspomnieniach – ukochany mąż – Gustaw Holubek, a właściwie Gucio, Gucieniek – jak miała w zwyczaju zwracać się do niego żona. Gustaw Holubek przedstawiony zupełnie niepomnikowo, ale za to jako niezwykle mądry, ciepły i szanujący innych, wrażliwy człowiek.
Magda Zawadzka, z naturalnym sobie wdziękiem, lekko, bez patosu, opowiada rozliczne historie i pełne humoru anegdoty z ich wspólnego życia. Uchyla rąbka tajemnicy i pozwala czytelnikom zajrzeć za kulisy – poznać aktorską parę nie tylko od profesjonalnej, artystycznej strony, ale również tej intymnej, rodzinnej, poznać niektóre wady, wspominane jednak z absolutnym rozrzewnieniem. Nie przekracza cienkiej linii, nie zdradza zbyt wiele. W swej narracji prowadzi za rękę czytelnika, który pochłonięty lekturą odnosi wręcz wrażenie, że niemal słyszy głos i śmiech Magdy Zawadzkiej, a sam Holubek nabiera barw, jakby żył nadal, a nie tylko we wspomnieniach. Zawadzka swoimi wspomnieniami przedłuża mu życie…
A życie to było wyjątkowe – piękne, choć nie zawsze łatwe, pełne emocji, wzajemnego zrozumienia, choć nie zawsze pozbawione smutku i zawodów. Było codzienne, ale i niezwykłe – pełne nadziei, pracy, prób, owacji na stojąco oraz ludzi – również tych, których nie ma już wśród nas. Czytając książkę, aż tęskni się do minionych, choć niełatwych czasów, do artystów, do środowisk twórczych, do dziecięcej ufności i otwartości, choć… czy było tak kolorowo czy to złudzenie, iluzja i idealizowanie przeszłości – czasów młodości… ? Tak czy inaczej wspomnienia Magdy Zawadzkiej są prawdziwą ucztą dla ducha i pozostawiają po sobie dużą dawkę nostalgii.
Książka “Gustaw i ja”, mimo iż nie jest klasyczną powieścią z klasyczną fabułą, linearnym biegiem akcji, pochłonęła mnie do reszty. Chociaż czy na pewno brakuje w niej linearnego rozwoju wydarzeń? Wszak “Gustaw i ja” to wspomnienie, historia życia, cóż zatem bardziej linearnego niż życie… Jedno jest pewne – otwieram pierwszy rozdział, za oknem pada deszcz – ten nieustępliwy, jesienny… czytam kolejny rozdział, krople stają się większe, kolejny, krople bębnią w szyby coraz głośniej, by następnie ustać zupełnie… niezauważenie…przegapiony jesienny spektakl… czytam nadal…